Nie ma możliwości bycia doskonałym, bycia idealnym. Zawsze przyjdzie moment kiedy organizm odmówi posłuszeństwa, szukasz racjonalnego wyjaśnienia, ale ciało samoczynnie wpada w panikę, a jakiś chochlik podpowiada tobie, że jesteś w niebezpieczeństwie.
Zawsze uczę opiekunów, że jest hierarchia, że są zasady.
Ze psy to nie ludzie…ale wczoraj poczułam się jak ten pies i dokładnie tak pomyślałam o sobie, że w tym jednym momencie, w chwili mojej słabości zapomniałam czym jest abstrakcyjne myślenie i strach, a może wręcz paniki wyparły resztki racjonalności…czułam się z tym fatalnie, ale to chyba już jeden z ostatnich moich demonów, regularnie mnie nawiedzających. Klaustrofobia. Aż wczoraj przy kawie zaśmiałam się do Marcina, jak ja sobie poradzę w trumnie, a on z odwagą i udawaną poważną miną odpowiedział: Nie martw się, trumna jest strachooporna. Śmiechy chichy, ale musiałam w końcu pojechać na rezonans. Ten był szerszy, wymagał dłuższego leżenia. Od rana chodziłam zestresowana. Nie wynikiem, bo na to trzeba poczekać, ale właśnie wejściem do tej tuby. Średnio raz do roku oddaje się tej przyjemności i za każdym razem stan paniki towarzyszy mi w tym. Ale nigdy nie nacisnęłam dzwoneczka, aby przerwać badanie. Wiedziałam, że wtedy będzie trzeba zaczynać od nowa. Aż do wczoraj….nagle zaczęłam się dusić, płakać, błagać aby ktoś rozciął mi golf na szyi, bo tak strasznie uwiera…nie mogłam się ruszać, bo byłam przypięta specjalnym pasem, wenflon uwierał i jeszcze ta kroplówka z kontrastem….to wszystko było za dużo. Zaczęłam próbować liczyć, obiecywałam sobie, że akurat jak doliczę do tysiąca to się, to skończy…ale nie byłam w stanie stan paniki coraz bardziej mnie rozdzierał, łzy napływały, nogi w maszynie samoczynnie kopały żeby szybko mnie ktoś stamtąd wyciągnął…skończyło się…na moment…udało się zdjąć golf, dostałam większy nawiew, nawet lusterko żeby nie widać było kabiny a piękny górski las….wiedziałam że muszę wytrzymać…jeszcze tylko 35 minut, nagle głos w maszynie mówi: jesteśmy w połowie….wierzę, że dam radę….Dałam. Łóżko wyjeżdża z kabiny, chwytam oddech, jakbym dopiero wypłynęła spod wody, jakbym się przed chwilą topiła….łzy złości i bezsilności napływają do oczu. Dlaczego jestem taka słaba, dlaczego gubi się racjonalność? A gdzie to abstrakcyjne myślenie??? To tylko kabina. Nic się ci nie stanie. Nie jest zamknięta. Ale to nie działa. Nie w tamtym miejscu i nie w tym czasie. Kiedy już usiadłam na łóżku pomyślałam sobie, że pewnie tak musi czuć się pies w panice. Nie ma racjonalizmu, nie ma wytłumaczenia, bo on tego nie umie. Jest tylko strach i panika, niepoddająca się argumentowaniu.
Dlatego, kiedy jesteśmy w stanie myśleć racjonalnie, mamy świadomość swoich słabości, po prostu je akceptujmy. Nie miejmy wyrzutów sumienia, nie miejmy w sobie złości, nie myślmy, że to głupie. Bo nie jest. Coś spowodowało kiedyś u nas pojawienie się tego lęku. I nawet najlepszy psycholog może nie być w stanie pomóc nam dotrzeć do genezy tego strachu.
Podobnie jest z psami.
Bardzo często jako opiekunowie dziwimy się, dlaczego mój pies boi się opuszczanej rolety, dlaczego ucieka na dźwięk spadających kluczy, dlaczego to, dlaczego tamto….Oczywiście każdy jego strach, każdy jego lęk możemy, a nawet powinniśmy jako świadomi opiekunowie spróbować przepracować, ale czasami szukanie źródła strachu nie ma sensu, ponieważ może się okazać, że pies skojarzył dany dźwięk z jakimś zdarzeniem, albo szybko zgeneralizował to co wydarzyło się w jego życiu, a niekoniecznie miało dobry wpływ i to go prześladuje po dziś dzień. Spróbujmy po prostu być obok, poczekać aż stan paniki minie, aż zacznie wracać myślenie, aż przestanie gryźć, rzucać się, wierzgać nogami…bo jak tylko głowa mu pozwoli wrócić ponownie w stan jako takiej równowagi, dowie się, że nic się nie stało, dowie się, że jesteśmy blisko, a może w miarę upływu czasu i pracy dowie się, że nie musi się bać.
Bo ani ty, ani ja, ani twój pies nie musimy być idealni. Bądźmy po prostu dobrzy dla innych.